Trzy sztuczki narracji, które pomogą Ci napisać i wydać lepszą książkę!
Marzysz o napisaniu własnej książki…? A może masz już pomysł czy pierwszy szkic i plan powieści bądź – gotowy produkt? Zanim pojawi się on na rynku, dobrze jest upewnić się, że dobrze działa na odbiorców i napisany jest zręcznie. Choć w pracy nad gotową książką może pomóc Ci redaktor i korektor, nie zawsze są oni w stanie i mają prawo zwrócić uwagę na pewne niuanse narracyjne. Jakie to niuanse? Oto trzy przykłady!
Raz: show, don' tell!
Tak właśnie powinna brzmieć niepisana zasada każdego autora: „Show, don't tell”, czyli: „Pokazuj, nie opisuj”. Zbyt długie opisy, streszczenia i ekspozycje dominujące nad scenami, dialogami i momentami, w których dzieje się coś „na bieżąco”, sprawiają, że czytelnik się nudzi i szuka na stronach akcji. Oczywiście wiele zależy od gatunku, bo inaczej powinna prowadzona być narracja biografii, a inaczej – powieści kryminalnej, nikt jednak nie będzie chciał sięgnąć po książkę, która jest zbyt przegadana. Jeśli masz do opisania dłuższy fragment, na przykład przeszłość bohatera, upewnij się, że jest interesująco gawędziarski, a jego narracja – szczególnie wystylizowana (na przykład żartobliwa), ciekawa. Natomiast pamiętaj, że główną siłą napędową każdej powieści i tak pozostać powinny sceny, po których czytelnik będzie mógł przeżywać fabułę wraz z postaciami „tu i teraz”, nie wcześniej i nie gdzieś obok.
Dwa: zadbaj o sceny dynamiczne
Sceny walki, sceny ucieczki, sceny skradania się czy innych intensywnych działań wzmagających w czytelniku napięcie działają wtedy, gdy przedstawiają wydarzenia dziejące się w odpowiednim tempie. Napisanie i wydanie własnej książki jest proste, ale napisanie i wydanie książki, która „działa” – już nie. Nie każdy autor wie, że sceny pasywne, na przykład rozmów, różnią się narracją od scen dynamicznych, czyli scen akcji. Te drugie pisze się krótkimi zdaniami, wyzbywając się poetyzowania, używa się w nich krótszych niż dłuższych słów (np. zamiast „charakterystyczny” – „typowy”. Zamiast „błyskawicznie” – „w mig”). Chodzi o to, by czytelnik przyspieszył czytanie, jednocześnie przyspieszył przeżywanie akcji oraz by wzrastało w nim napięcie tak – jak wzrasta wśród bohaterów, którym również się spieszy.
Trzy: co to jest head-hopping?
Head-hopping to wszystkie te momenty, kiedy w powieści trzecioosobowej narrator „przeskakuje” do głowy kolejnej postaci i zaczyna opisywać jej myśli, emocje, tło akcji z nowej perspektywy. Nie jest to błąd, jednak przeszkadza i psuje efekt immersji. Zamiast zżywać się z głównym bohaterem przez całą scenę i wczuwać się w niego na 100% oraz poznawać go – poznajemy wiele postaci naraz w znacznie mniejszym stopniu. Jeśli możesz tego uniknąć, pozostając jak najdłużej przy jednej postaci – możesz też bardziej „wciągnąć” czytelnika w lekturę. Zbyt częste skoki wytrącają z rytmu, ponadto wprowadzają chaos. Najpopularniejsi autorzy światowego formatu tacy jak Coben, Brown, King czy Martin trzymają się zasad: 1 scena – 1 perspektywa, dzięki czemu ich postaci się „czuje”, a sceny – „przeżywa”.
I to działa!